Autor Wiadomość
Gość
PostWysłany: Czw 15:01, 09 Sie 2007    Temat postu:

Od kiedy wiadomo o mającym się odbyć spotkaniu i gdzie wcześniej można się było o tym dowiedzieć?

Pytam tak bardziej na przyszłość, żeby informacje docierały do zainteresowanych z odpowiednim wyprzedzeniem.

Może ta zapowiadana strona internetowa zapewni właściwy obieg informacji. Oby.

MM
Gość
PostWysłany: Czw 12:47, 09 Sie 2007    Temat postu:

Z wielkim zadowoleniem przyjąłem wiadomość, że dwa roczniki absolwentów Liceum Ogólnokształcącego im. Brunona Jasieńskiego w Klimontowie tj. rocznik 1967/68 i 1968/69 postanowiły w dniu 8 września 2007 roku zorganizować spotkanie.

Jedną z propozycji jest, aby takie spotkanie, dawnych uczniów LO, odbyło się w murach klasztornych, w których jeszcze dwa lata temu mieściła się szkoła.

Zjazd absolwentów dwóch roczników jest pięknym dowodem na to, że wspomnienia o dawnej swojej szkole żyją, że nasze liceum nadal istnieje, choć tylko w naszych wspomnieniach i w naszych sercach i żyć będzie poprzez chociażby cyklicznie odbywające się tego rodzaju spotkania. To miłe.

Już podczas obchodów 60-lecia utworzenia LO z wielu ust dało się słyszeć propozycję organizowania spotkań poszczególnych roczników aż do kolejnej rocznicy 65 i 70-lecia założenia szkoły.

Klimontowskie LO żyje i żyć będzie. Choć czarne chmury zbierają się od pewnego już czasu nad tą zasłużoną dla miejscowego społeczeństwa szkołą, które są zwiastunem tego, czego każdy z nas by nie chciał, a mianowicie całkowitego zlikwidowania liceum, to ona wciąż istnieje i będzie istnieć tak długo, jak żyć będą w pamięci jej absolwentów wspomnienie o szkole, o jej wychowawcach, nauczycielach i pracownikach administracyjnych.

Dla utrwalenia pamięci o naszym liceum, dla lepszego zintegrowania jej absolwentów, w celu utrzymania, a często nawiązania zerwanych kiedyś kontaktów koleżeńskich postanowiłem zrobić wszystko, aby już we wrześniu na jednym z serwerów powstała nowa strona internetowa, strona poświęcona dawnemu liceum i naszym absolwentom.
Mam nadzieję, że jej powstanie jeszcze bardziej zbliży nas wszystkich i będzie żywym wspomnieniem najpiękniejszych chwil, które było nam dane przeżyć w murach klasztornych naszego LO.

Andrzej Borycki
Gość
PostWysłany: Śro 14:17, 08 Sie 2007    Temat postu:

Chciałbym nawiązać w swojej wypowiedzi do ostatniego apelu Ksiedza Proboszcza Adama Nowaka o nadsyłanie pomysłów na zagospodarowanie opuszczonego przez LO klasztoru podominikańskiego.

Jak wynika z informacji apel ten spotkał się z żywym zainteresowaniem mieszkańców naszej parafii. Parafianie przedstawili blisko 100 propozycji. Z dokonanej analizy wynika, że aż 57 dotyczyło zagospodarowania klasztoru pod potrzeby edukacyjne. Przeważały propozycje utworzenia w budynku klasztornym Liceum Katolickiego.

Propozycja ta, uwzględniająca wszelkie uwarunkowania społeczne, wydaje mi się bardzo rozsądna i z dużą perspektywą na przyszłość.

Mieszkańcy nasi marzą o miejscowej szkole, prezentującej odpowiedni poziom kształcenia, w której ich dzieci mogłyby zdobywać wiedzę gwarantującą im dalszy start, w tym przypadku na studia.

Rok rocznie miejscowe gimnzajum kończy ponad 100 absolwentów. A więc jest potencjalne źródło rekrutacji do szkoły średniej. Jest i jakby go nie było.
Z tego co słyszałem, zastrzegam się, że są to niepotwierdzone, nieoficjalne dane, do Liceum Ogólnokształcącego wchodzącego w skład ZSP w Klimontowie zgłosiło się tylko 20 gimnazajalistów. A więc będzie można utworzyć tylko jedną klasę.

Analizując ostatnie trzy lata naboru widać, że z każdym rokiem liczba chętnych, decydujących się na kontynuację dalszej nauki w miejscowym liceum systematycznie spada. Jeśli tendencja ta dalej się utrzyma, to pozostaje kwestią czasu i to nieodległego, kiedy nasze liceum, o tak pięknej historii przestanie istnieć.

Kiedyś Klimontów był znaczącym w województwie ośrodkiem ogólnego szkolnictwa średniego. Już najwyższy czas zadbać o to, aby przywrócić należne mu miejsce na mapie edukacyjnej województwa świętokrzyskiego.

Aby tego dokonać konieczne jest i to wielkie zaangażowanie się w to zadanie władz samorządowych gminy Klimontów, miejscowej parafii oraz organizacji i stowarzyszeń społecznych, jak również tych niezrzeszonych osób, które posiadają dzieci w wieku szkolnym i myślą o zaoferowaniu swoim pociechom solidnego wykształcenia.

Liceum Katolickie w klasztorze podominikańskim, to realny i dobry pomysł, zasługujący na uwagę. Aby podnieść jego rangę i znaczenie można byłoby pomyśleć o utworzeniu przy tym liceum letniej szkoły nauki języków obcych, a samo liceum ukierunkować na pewne specjalizacje, na które dziś istnieje społeczne i zawodowe zapotrzebowanie. Mam tu na myśli języki obce, informatykę i ekologię.

Sprawa jest godna uwagi. Obiekt klasztorny oczekuje na pilne zagospodarowanie. Rozmawiajmy o tym. Być może wyłoni się pewna grupa osób, które wspólnie z ks. proboszczem, z ks. rektorem podejmie się tego, dziś wydawałoby się bardzo trudnego, wręcz niemożliwego zadania i urzeczywistni to, co wielu dziś w tak bardzo wątpi - w powstanie Liceum Katolickiego.

Zapraszam do dyskusji AB.
Z.Sz.
PostWysłany: Śro 15:47, 25 Lip 2007    Temat postu:

Obawiam się, czy nie zanudzę czytelników wyjaśnieniami wykraczającymi poza główny wątek dyskusji (chodziło o LO), ale na pytania „Evy” chętnie odpowiem tak:

Cytat:
„...w dalszym ciągu będę się upierać przy tym, że jakość kształcenia na studiach bezpłatnych jest lepsza, gdyż nie ma zależności typu "zapłaciłem i żądam".


Zależność „zapłaciłem i żądam” jest regułą rynkową przystającą do szkół, które przecież świadczą usługę edukacyjną i kto wie, czy przez to nie jest ona lepsza od „ideowej” motywacji jakości kształcenia przy braku poprzedniej zasady. Zresztą, proszę postudiować portal: ocen.pl, na którym studenci wypowiadają się o swoich wykładowcach.

Z moich doświadczeń wynika, że taka zależność istnieje i całkiem dobrze funkcjonuje, tzn. spełnia swoje zadanie. Przy najmniejszym odchyleniu od warunków umowy studenci dzisiaj reagują, ponieważ właśnie „płacą i żądają”. Czasy się zmieniły!

Poza tym, uprzedzając ewentualne wymagania, coraz więcej uczelni na wzór USA raz w roku poddaje studentów anonimowej ankietyzacji, w której pyta się ich o ocenę zajęć (treści, formy i atrakcyjność przekazu, umiejętności wykładowców). Dzieje się to zgodnie z zasadą „zapłaciłem i wymagam”. Jeśli wynik wypadnie dla kogoś niekorzystnie, ponosi on stosowne konsekwencje. Czasy się zmieniły, prawda?

Cytat:
„Przy całym szacunku dla ludzi, którzy pracując, jednocześnie się uczyli (czy też uczą), nie są oni w stanie wchłonąć tyle wiedzy, ile studenci dzienni i wymagania wobec nich też są chyba trochę mniejsze. Tylko dyplomy mają takie same (ale wiedzę już niestety nie)”.


Jak wiadomo zajęć na studiach niestacjonarnych jest o 40% mniej niż na stacjonarnych. Różnica ta dotyczy jednak tylko liczby godzin, nie treści programowych; te muszą być identyczne na obu formach studiów, bowiem dyplom jest ten sam. Po prostu zaoczni muszą więcej pracować samodzielnie.
Uczelnie pomagają im wprowadzając tzw. e-learning, czyli zajęcia, których treści (wykład video/audio poparty prezentacją w ppt, zadania interaktywne, zdigitalizowana literatura lub online w internetowych źródłach info, sprawdzanie wiedzy) dostępne są zdalnie. Przedmiotów obudowanych tą technologią przybywa z roku na rok (por. np. Wyższa Szkoła Humanistyczno-Ekonomiczna w Łodzi, gdzie wszystkie przedmioty na niektórych kierunkach są w ten sposób dostępne).

Może zaskoczę niektórych czytelników stwierdzeniem, że studenci zaoczni często mają u wykładowców lepszą opinię niż stacjonarni. Wynika to zapewne z poważniejszego traktowania przez nich obowiązku nauki niż przejawiają go nieraz studenci dzienni, często wspartego na ich doświadczeniu zawodowym, które na studiach wzbogacają i rozwijają. W efekcie nieraz przewyższają studentów stacjonarnych swą wiedzą oraz umiejętnością i skutecznością jej zastosowania.

Cytat:
„...możliwości znalezienia pracy po skończeniu studiów - zależą nie tylko od skończonego kierunku, ale również od rodzaju uczelni. Czy nie zgodzi się Pan ze mną?”


Owszem, tak to właśnie jest, ale i tu nastąpiły istotne zmiany. Od pewnego czasu funkcjonują w uczelniach „Biura karier”, zadaniem których jest wynajdywanie ofert pracy dla studentów kończących studia. Sprawny zespół takiego „Biura” może bardzo wiele!
Pozdrawiam serdecznie Z.Sz.
eva
PostWysłany: Śro 13:13, 25 Lip 2007    Temat postu:

Jednakże, Panie Doktorze, w dalszym ciągu będę się upierać przy tym, że jakość kształcenia na studiach bezpłatnych jest lepsza, gdyż nie ma zależności typu "zapłaciłem i żądam".
Wiem, że to uproszczenie i może nawet duże uproszczenie, ale chyba coś w tym jest. W czasach PRL też były już płatne studia (zaoczne) na uczelniach państwowych, ale to potwierdza tylko to, o czym pisałam wcześniej - niestety, gorszą jakość kształcenia.
Przy całym szacunku dla ludzi, którzy pracując, jednocześnie się uczyli ( czy też uczą), nie są oni w stanie wchłonąć tyle wiedzy, ile studenci dzienni i wymagania wobec nich też są chyba trochę mniejsze. Tylko dyplomy mają takie same (ale wiedzę już niestety nie).

Może tylko studia medyczne nie różnią się między dziennymi i wieczorowymi, ale tu jest inna zależność.
Po pierwsze, zwykle studenci wieczorowi mają zajęcia razem z dziennymi i muszą odbyć wszystkie zajęcia.
Po drugie, odpowiedzialność w zawodzie, do którego te studia przygotowują jest nieporównywalna z innymi zawodami, więc tu nie można sobie pozwolić na ustępstwa w systemie ksztalcenia.
I wreszcie po trzecie, i tak dostępność studiów medycznych jest niewielka, bo ile osób stać na to, żeby płacić 10 tysięcy rocznie za wydz. lekarski, albo 15 tys. za stomatologię plus następne min. 10 tys. za koszty utrzymania w obcym mieście (bo mówimy tu o absolwentach ze wsi i małych miast, którzy muszą takie koszty ponosić, zwykle te 10 tys., to za mało, żeby się utrzymać w dużym mieście).

Dlatego też podsumowując - na pewno dostępność i możliwość kształcenia na studiach wyższych jest obecnie znacznie większa niż kiedyś, ale nie na wszystkich kierunkach.
I druga strona medalu - możliwości znalezienia pracy po skończeniu studiów - zależą nie tylko od skończonego kierunku, ale również od rodzaju uczelni. Czy nie zgodzi się Pan ze mną?
Pozdrawiam
E.B.
Z.Sz.
PostWysłany: Śro 9:40, 25 Lip 2007    Temat postu:

Odnoszę wrażenie, że dotychczasowa dyskusja nt efektywności kształcenia LO w Klimontowie, mierzonej liczbą studiujących jego absolwentów, zdominowana została przez emocjonalne podejście (por. „czerwoni”, „buraki”), które zamąciło obraz i obniżyło jego obiektywizm sprawiając tym samym, że część czytelników zapewne podchodzi do niego z rezerwą.

Jeśli Państwo pozwolą, to przyłączę się do rozmowy z kilkoma spostrzeżeniami:

1. Na pewno w przeszłości zdarzały się przypadki „wspierania” przez rodziców starań o przyjęcie dziecka na studia, np. walizką pełną wyrobów ze świniobicia, ale –jak słusznie ktoś już zauważył- była to praktyka w sumie marginesowa, a gross startujących po indeks dostawała się na studia w wyniku przeprowadzenia obiektywnej kwalifikacji. Nadawanie więc tym nagannym praktykom nadmiernego znaczenia jest przesadą, nieuzasadnionym uogólnieniem i nie wnosi –poza podkręcaniem emocji- nic użytecznego do sprawy oceny efektywności kształcenia w Klimontowie.

2. Faktem niepodważalnym jest jednak, że wielu absolwentów tego LO studia ukończyło i doszło w życiu zawodowym dalej (wyżej) niż mogło się spodziewać wychodząc z Klimontowa – por. strona TPK, punkt menu: Ludzie, tu- Baza osobowa „Przesunęli horyzont”.
Kto wie, czy nie ważniejsze w tym wszystkim jest jednak to, że większość z nich do Klimontowa już nie wróciła. Gdyby się tak stało, prawdopodobnie rozwój tej miejscowości ułożyłby się pomyślniej. Ale to już odrębny wątek dla dywagacji.

3. Pragnący mierzyć dzisiaj efektywność kształcenia LO liczbą studiujących absolwentów powinni jednak uwzględniać kilka ważnych i nowych zjawisk oraz zmian w polskiej edukacji:

- od 3-4 lat coraz mniej młodzieży deklaruje chęć studiowania. Powodem jest być może rosnące przekonanie, że zdobycie dyplomu nie gwarantuje, niestety, w PL interesującej pracy. Rezultat – wielka fala emigracji, głównie ludzi młodych;
- rok temu wszedł w życie (wynik podpisania przez Polskę „deklaracji bolońskiej”) dwustopniowy system kształcenia obowiązujący we wszystkich polskich uczelniach (nie dotyczy: medycyny, prawa, psychologii). Mamy więc teraz trzyletnie studia I stopnia (licencjackie) oraz dwuletnie studia II stopnia (magisterskie).
Wielu studentów chcących szybciej zdobyć umiejętności praktyczne, które liczą się dzisiaj coraz bardziej, kończy swą edukację na licencjacie;
- rezultatem zmian jest formalne utworzenie z wyższych szkół państwowych oraz niepaństwowych jednolitego systemu studiów w PL, co wyraziło się m.in. objęciem szkół prywatnych państwowym systemem stypendialnym.
Dzisiaj student niezależnie od trybu studiowania (stacjonarny, niestacjonarny), który osiąga średnią ocenę z egzaminów za dany rok minimum 4,3 otrzymuje automatycznie przez następny rok stypendium naukowe.
Czesne przestało więc stanowić przeszkodę w studiowaniu, gdyż ambitny i pracowity student jest w stanie „zarobić” na nie kwotę przekraczającą nawet dwukrotnie wysokość obligatoryjnego czesnego.
Argument z któregoś postu, by wykluczyć z rozważań studia płatne nie ma więc przekonywającej siły, gdyż dostępność tych studiów nie jest aż tak „inna”. Poza tym, nie wszystkim wiadomo, iż niektóre studia państwowe stacjonarne też bywają płatne. Tak, na przykład, studiują na Akademii Medycznej ci, którzy nie dostali się na studia bezpłatne. Koszt: 10 tys. zł rocznie;
- w wyniku wspomnianych zmian zniesiono egzaminy wstępne. Dziś, aby je wprowadzić rektor szkoły musi każdorazowo zwracać się do MSzW z wnioskiem o zgodę. Częściej natomiast stosuje się (przy nadmiarze kandydatów) rozmowę kwalifikacyjną, ale to już nie jest egzamin sprawdzający wiedzę wyniesioną z LO, tę potwierdza formalnie świadectwo maturalne.
Wprowadzono też we wszystkich szkołach ECTS-y, tj. punkty za przedmioty, które ułatwiają drożność i swobodę studiowania w kraju i za granicą. Wreszcie, integralną częścią dyplomu jest nowo wprowadzony suplement (osiem stron info o studiach i ich przebiegu) wystawiany, podobnie jak dyplom, także w języku angielskim;
- rośnie zainteresowanie technikami zawodowymi, wręcz mówi się, że przeżywają one renesans, podobnie jak zainteresowanie egzaminami zawodowymi zdawanymi po angielsku.

Wszystko powyższe sprawia, że tradycyjne kryterium oceny efektywności kształcenia LO (liczba studiujących absolwentów) powinno się zweryfikować, a przynajmniej traktować je ze świadomością istnienia i zrozumieniem również innych uwarunkowań.

Kłaniam się Z.Sz.
eva
PostWysłany: Wto 21:53, 24 Lip 2007    Temat postu:

Cytat:
"Byłbym nieobiektywny, gdybym nie dodał, że niektórzy z nich ukończyli trudne kierunki i świetnie poradzili sobie w życiu zawodowym."


No więc skoro ukończyli, to może też i dostali się na te studia normalnie bez tych atrakcyjnych "bonusów" dla (no właśnie, nie wiem dla kogo).
Ja nikomu w życiu nie dawałam żadnych "datków" i dlatego nie mam w tym zakresie doświadczeń i czasami z przymrużeniem oka traktuję takie opowieści, jako że nie jestem osobą łatwowierną.
Jeżeli byli (a pewnie tak było, skoro tak twierdzisz) tacy studenci, to pewnie stanowili marginalną część i w dodatku wynikało to, jak sądzę, w większości z nadmiernej zapobiegliwości rodziców i braku wiary w siebie ( czy też własne dziecko), no i oczywiście z przeświadczenia, że jak się nie da, to nie załatwi, czy też nie dostanie się na studia.

Wiem, że wielu myśli tak do dzisiaj. I to oni utwierdzają takich jak Ty drogi Gościu z ostatniego postu w przekonaniu, że bez łapówki w życiu ani rusz.
Ja proponuję jednak zacząć myśleć pozytywnie i realnie oceniać sytuację. Naprawdę kieruję się w życiu taką zasadą i nigdy nikomu nie próbowałam wręczać żadnych łapówek.
Trzeba walczyć ze stereotypami i wierzyć w ludzi. To prawda, że okazja czyni złodzieja, ale jeżeli to od Ciebie zależy, czy ta okazja będzie czy nie, to możesz sprawić, aby jej nie było. Tak naprawdę jest lepiej żyć.

Nie uważam natomiast, aby łapówką, czy też wywieraniem presji był jakiś drobny suwenir po załatwieniu róznych spraw czy też wizyt, np. butelka dobrego alkoholu czy też czekoladki.
Masz ochotę, jesteś zadowolony i wdzięczny, to dajesz taki prezencik i jest miło, ale beż zobowiązań. No i nie zawsze jest dobrze widziane przez obdarowanych, tu potrzeba wyczucia. Ale to tylko taka dygresja.
Gość
PostWysłany: Wto 20:00, 24 Lip 2007    Temat postu:

Droga EVO !
Ci, którzy się autentycznie uczyli w tamtych czasach, dostawali się na studia bez kłopotów. Fajnie, że Ty należysz do nich.

Nie wszyscy przecież, którzy studiowali pochodzili z linii "czerwonych" i "buraków". Była to tylko część studiujących. I to właśnie oni uniemożliwiali wejście na atrakcyjne kierunki - wtedy medycyna, prawo - tym właśnie lepszym i uczącym się. Skąd więc to Twoje wzburzenie, skoro tak było?

Byłbym nieobiektywny, gdybym nie dodał, że niektórzy z nich ukończyli trudne kierunki i świetnie poradzili sobie w życiu zawodowym.
O "studiujących" zaocznie i za pieniądze nie wspomnę ani słowa, bo znowu kogoś wzburzę, a "nikogo nie zamierzałem w swym działaniu obrażać..".
eva
PostWysłany: Pią 12:19, 20 Lip 2007    Temat postu:

Cytat:
Uzupełnię, że wtedy nie było innych uczelni niż państwowe, a te dobre czasy, to możliwości obłatwienia studiów za talon na malucha lub buraki. Do talonów mieli dostęp "czerwoni", a buraki w bardzo dobrej cenie sprzedawali rolnicy.


Szanowny autorze w/w postu.

Chyba masz wiele kompleksów i nie bardzo wiesz, jak bylo ze studiami w czasach, o których piszesz.
Ja właśnie studiowałam w tym okresie, podobnie jak wielu moich znajomych. Nie "obłatwiano" mi studiów anii za buraki, ani za talon, ani też za jajka czy inne dobra. Trzeba było się uczyć i to była podstawa w dostawaniu się na studia.

Nie twierdzę, że nie było korupcji. Niestety nie wyeliminowała jej zmiana ustroju (wręcz nasiliła), być może zdarzały sie przypadki, o których piszesz, ale proszę nie generalizować.
Nie zgadzam się na to, bo Twoja wypowiedź obraża mnie i wielu porządnych ludzi, którzy ciężko pracowali, zamiast biegać za piłką czy też na wiejskie zabawy (w zależności od upodobań).

Obecne czasy może -i na pewno- przybliżyły uczelnie do małych środowisk, ale to jednak nie to. Jakość ksztalcenia na uczelniach państwowych jest w dalszym ciągu lepsza. Na markę trzeba dlugo pracować. Znacznie trudniej to zrobić, jeżeli ktoś płaci za naukę - płaci i liczy na to, że jakoś przejdzie, bo przecież płaci, a nauczyciele akademiccy na tych uczelniach przepuszczają takich "pożal się Boże" studentów, bo chcą zarobić.
Wszystko, niestety, zależy od pieniędzy.
eva
PostWysłany: Śro 21:47, 18 Lip 2007    Temat postu:

Jeżeli chcielibyśmy mieć rzeczywisty obraz poziomu kształcenia w szkole (jakiejkolowiek), to wydaje mi się, że nie należy brać pod uwagę w ogóle płatnych studiów.
Nie chcę tu powiedzieć, że studia płatne są gorsze, ale ich dostępność jest jednak inna.
Natomiast na studia dzienne dostać się najtrudniej i dostają się na nie najlepsi absolwenci. I to może być kryterium oceny danego liceum- procent absolwentów na studiach dziennych, bezpłatnych.
Gość
PostWysłany: Pon 18:58, 16 Lip 2007    Temat postu:

Pragnę zwrócić uwagę na jeszcze inne aspekty „metody” Newsweeka:

- Pytano studentów studiów dziennych, tymczasem liczniejsze są roczniki na studiach niestacjonarnych (dawniejszych zaocznych), co w wyższych uczelniach niepaństwowych, a pewnie państwowych także, jest regułą. Znam przypadek jednego z uniwersytetów, gdzie na I roku prawa stacjonarnego studiowało 360 osób, na zaocznym zaś – tysiąc osiemset. Wielu młodych absolwentów wybiera właśnie ten tryb studiowania z uwagi na wygodę, niekoniecznie na uwarunkowania pracą zarobkową. Pominięcie tych studentów daje więc obraz mocno okrojony.
- Nie znamy zasady wyłonienia próby badawczej wspomnianych 100 uczelni, których –jak wiadomo- jest w Polsce prawie 500 (130 państwowych, 360 prywatnych). W jednym z tegorocznych rankingów prasowych w zdumienie wprawiała informacja o pozycjonowaniu szkoły wyższej, która juz od 2 lat nie istnieje!
- Wreszcie, przytoczone dane z 2004 mają w takim stopniu cząstkowy charakter, że nie mogą stanowić wiarygodnej podstawy, nawet przy założeniu „być może”, do weryfikacji „wielu krzywdzących opinii nt przenosin” LO. Świadczą natomiast o głębokości myślenia życzeniowego autora, który je przytoczył.
- Same w sobie są one mimo to ciekawym „przyczynkarskim” uzupełnieniem dyskusji o LO w Klimontowie, potwierdzającym ciągłą żywotność tematu.
Go
Gr
PostWysłany: Pon 15:34, 16 Lip 2007    Temat postu: O ,,rankingu''

W sprawie rankingu i metody -
Cytat:
,,Jedynym więc i podstawowym kryterium w rankingu była skuteczność takiego kształcenia w danym liceum, żeby jak najwięcej jego maturzystów znalazło się na wyższych uczelniach''.

Metoda jest moim zdaniem błędna.
O ,,skuteczności’’ kształcenia można by mówić przy założeniu, że każdy absolwent każdego liceum chce i podejmuje próbę studiowania. To założenie jest błędne – mało tego, chęć podejmowania studiów nie zależy w istotny sposób od jakości kształcenia.

W wiejskich liceach większość absolwentów nigdy, podkreślam - nigdy, nie ma i nie miała zamiaru podejmować studiów wyższych (tak też było w mojej klasie).
To, czy liceum ,,uczy'' lepiej czy gorzej, nie wpływa w najmniejszy nawet sposób na kulturowe i ekonomiczne uwarunkowania (na pewno nie na statystycznie istotnym poziomie). Te proporcje są inne w mieście.

Należało raczej porównać liczbę absolwentów uczelni wyższych, uwzględniając liczbę tych, którzy te studia podjęli 5 lat wcześniej. Byłby to wskaźnik pokazujący, jak radzą sobie absolwenci danych szkół.

Dostanie się na jakieś tam studia nie jest w tej chwili problemem, dlatego wydaje mi się, że ów ,,ranking'' pokazuje jedynie ilu absolwentów z danej szkoły miało chęć podjęcia studiów. I tylko to.
I tutaj widać jak na dłoni ową ,,wiejskość'' LO w Klimontowie. Ale to nie ma nic wspólnego z poziomem kształcenia.
Gość
PostWysłany: Nie 22:38, 15 Lip 2007    Temat postu:

Argumenty można podważać i krytykować je, ale nie należy lekceważąco pisać o rozmówcy, bo to nieelegancko i zwykle przecina kontakt.
Gość
PostWysłany: Nie 21:50, 15 Lip 2007    Temat postu:

Zacznę od końca.
Może będzie Pan zawiedziony, ale w najmniejszym stopniu nie jestem ciekawy, kto napisał ostatni post, ani nawet nie przyszło mi na myśl, by o to pytać. Zatem zamiast „patrzeć w oczy” krótko wyjaśnię moje podejście do sprawy.

Tu, w Klimontowie (choć nie tylko) tak się utarło, że nie ważne o czym się mówi, lecz kto mówi. A jeśli do tego wypowiedź zostanie poparta wzniosłą ideą, tak jak to robi autor postu, to rzeczywistość zostanie ukształtowana po jego myśli. Nic bardziej mylnego. Ponoć wzniosłymi ideami (chęciami) jest piekło wybrukowane, a i tu na Ziemi w Klimontowie takie podejście niczego, jak do tej pory w sprawie liceum nie wniosło.

Zatem zapytam, czy podanie tzw. „twardych” danych (odnalezionych zupełnie przypadkowo ) związanych z kształceniem w naszym Liceum jest czymś nagannym i czy taka informacja na pewno „świadczy o ..., doraźnym i płytkim widzeniu tej sprawy”?
A może najwyższy już czas, podjąć próbę zdiagnozowania tego, co się stało, odrzucić na moment problem lokalizacji, winy dyrekcji ZSP i odnaleźć inne powody licealnego marazmu.

Nie zaprzeczam, że usytuowanie LO w klasztorze powinno rodzić wiele pozytywnych odczuć i działań także. Ale czy tak jest, a jeśli nie, to także zapytajmy dlaczego?
Moim skromnym zdaniem rzeczywistość okazała się zbyt gorzka, a jeśli gorzka to z wielu – nie tylko z jednego – powodów. I właśnie to tych przyczyn należy szukać w pierwszej kolejności.

Nawet ranking Newsweeka nie odsłania całej prawdy, a co najwyżej delikatnie dotyka problemu.
Gość
PostWysłany: Nie 18:32, 15 Lip 2007    Temat postu:

Cytat:
„Być może zweryfikuje on wiele krzywdzących opinii nt „katastrofalnych” skutków przenosin i uświadomi dyskutującym w jakiej „kondycji” liceum zostało przejęte przez Zespół Szkół Ponadgimnazjalnych.”


Intencja ta świadczy o innym, doraźnym i płytkim widzeniu tej sprawy. Tymczasem dla mnie jej kontekst jest o wiele głębszy i budzi następującą refleksję.

Klimontowianie potrzebują czegoś, co przywróciłoby im poczucie przynależności do wspólnoty. Może czymś takim byłaby rześka dyskusja o miejscowych wartościach, tożsamości?
Wówczas ludzie zobaczyliby, że tu w Klimontowie nie są oni tylko suma mieszkańców, nie tylko rodzinami, ale że są także społecznością tej miejscowości o 400-letniej tradycji i wyraźnym dorobku ojców, który należy pielęgnować i udoskonalać, a nie niszczyć dla partykularnego interesu lub nieumiejętnej ochrony tego dorobku przez czasowo zarządzających gminą.

Może to wskrzesiłoby ducha obywatelskości Klimontowian, w których ożyłoby przekonanie, że nie należy tylko żyć łatwo, co wyzwala obojętny stosunek do spraw wspólnoty, lecz że potrzebna jest samodyscyplina, wiara, że ludzie potrafią robić rzeczy trudne i dalekowzroczne myślenie o interesie miejscowości i gminy oraz to wychylenie się ku Innemu.

Potrzebna jest tej społeczności –mówiąc krotko- świadomość spoiwa, które ją łączy, bez którego „społeczeństwo Klimontowa” zaniknie, pozostając „liczbą mieszkańców”.
Socjologowie nie mają wątpliwości, że odspołecznienie jest w swoich skutkach bardzo kosztowne i ludzie najchętniej (czy w Klimontowie też?) odwróciliby ten proces, ale to nie jest proste.
Przydatnym elementem w tym jest „lustro”, rolę tę spełnia medium, np. Forum TPK czy jego strona internetowa. Medium to pokazuje nam nas samych, ale także i innych dla porównania. Chce ono również, byśmy przeglądali się też w ideach.

Brak poparcia dla takiego widzenia tych spraw, będzie w istocie rzeczy przerażał, bo będzie oznaczał, że tu nic się nie zmieni: pozostanie marazm i wzajemna niechęć. Pozostanie atomizacja, rozpadająca się społeczność, nadal brak będzie emocji, które wiążą się z ważnym pojęciem „integracji”, sprzyjającej rozwojowi.

W takim kontekście widzę sprawę złej decyzji o wyprowadzeniu LO z gmachu klasztoru, który przez to, jakby „przy okazji” też zniszczono.
LO w klasztorze jest jednym z istotnych symboli tradycji Klimontowa, pomnikowym dorobkiem naszych ojców z najtrudniejszego, bo powojennego okresu, ważnym elementem tożsamości kilku tysięcy absolwentów tej szkoły, w tym także moim.


Cała reszta argumentacji, którą słyszę w związku z LO ma dla mnie znaczenie drugoplanowe i nie zawsze mnie przekonuje.

Gość

PS. Mógłbym się podpisać, ale celowo tego nie zrobiłem, by zacząć zniechęcać forumowiczów do anonimowości (lęk?). Jestem mimo to za autoryzowanymi wypowiedziami, bo źle się rozmawia nie wiedząc, w czyje oczy się patrzy.

Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group