SPOŁECZNOŚCIOWE FORUM DYSKUSYJNE MIESZKAŃCÓW KLIMONTOWA I GMINY - witaj! Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości.
Forum SPOŁECZNOŚCIOWE FORUM DYSKUSYJNE MIESZKAŃCÓW KLIMONTOWA I GMINY Strona Główna                    FAQ
                Szukaj
             Użytkownicy
          Grupy
       Galerie
    Rejestracja
Zaloguj
Potrawy Klimontowa
Idź do strony 1, 2, 3  Następny  
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum SPOŁECZNOŚCIOWE FORUM DYSKUSYJNE MIESZKAŃCÓW KLIMONTOWA I GMINY Strona Główna -> Smaki dzieciństwa
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Z.Szkutnik
PLATYNOWY UŻYTKOWNIK
PostWysłany: Czw 22:52, 24 Maj 2007


Dołączył: 12 Gru 2006

Posty: 154
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Poznań

Smaki dzieciństwa – wprowadzenie

Na szerokie pojęcie i obraz „kuchni” składają się właśnie smaki dzieciństwa i młodości, które wpisane w nasz kod kulturowy powodują, że każdy naród uważa własną kuchnię za najlepszą. Przy tym najbardziej smakują nam te potrawy, które przygotowywała ongiś nasza babcia lub mama.
Oprócz wymienianych najczęściej 10 potraw, które Polacy lubią najbardziej (93-95% wyborów), takich jak: zupa pomidorowa, rosół, pierogi, kotlet schabowy, mielony, bigos, jajecznica, sałatka warzywna, mizeria, kanapki (zob. Z.Wojtasiński, Polskie podniebienie. „Wprost” 2007 Nr 21, s.69) są też typowe dla Klimontowa i okolic potrawy. Jakie?

A na przykład: pamuła (garus) z tłuczonymi ziemniakami polanymi słoninką z cebulką, zupa „dziad z babą”, tj. kartoflanka z łazankami i fasolą, zalewajka, zacierki na mleku lub „dania drugie” – prażucha (sykuła)-mąka sypana na wrzącą wodę przygotowana na gęsto, spożywana z dużą ilością tłuszczu (topionej słoniny), pyzy ziemniaczane ze słoninką, posypane tartym białym serem lub podawane z gorącym mlekiem.

Kto jadł w dzieciństwie kluski lub pierogi z serem kraszone tłuszczem ze ‘skwarkami’ z wysmażonej gęstej, kwaśnej śmietany w żeliwnej patelni na kuchni opalanej drewnem – ten nie zapomni tego smaku do końca życia.
A podpłomyki, pieczone w domowym piecu, przed włożeniem do niego placków lub chleba (na trzonie) o niepowtarzalnym smaku – kto pamięta?
A kiełbasa ze Smerdyny, którą w czasach zakazu prywatnego uboju można było zawsze kupić u pani Lipcowej? Kremówki i lody od pp. Ciepielów?

Powspominajmy może razem odnawiając tradycję tutejszej kuchni, którą bez wątpienia warto kultywować, ale też trzeba ją tak przetwarzać, by ta kuchnia po przodkach była atrakcyjna i zdrowa. Okazuje się bowiem, że o wartości zdrowotnej potraw decyduje nie rodzaj kuchni, lecz dobór tych potraw i sposób ich przyrządzenia.

Przypomina mi się z tutejszej tradycji biały ser suszony na słońcu, umieszczany na ścianie stodoły w ‘zawieszce’ sporządzonej z żytniej, sztywnej słomy (po wymłóceniu cepami), albo smak rosołu z kury (koguta), którą po oskubaniu z piór opalano dla zupełnego oczyszczenia płomieniem z wiechcia słomy. Rosół uzyskiwał niezwykły posmak.

Mimo otwarcia się Polski i Polaków na świat i różne kuchnie narodowe, z których niejedna potrawa bardzo nam smakuje, to jednak obserwujemy dzisiaj wyraźny powrót do tego, co polskie, tradycyjne i lokalne, wywodzące się z prostej domowej kuchni mieszczańskiej i chłopskiej.

Przypomnijmy więc lokalne potrawy, które może powrócą jako przysmak do tutejszych restauracji, które kiedyś muszą tu przecież powstać (np. zajazd w pęchowskim młynie). A może z jakąś potrawą związana jest historia twojej rodziny? Napisz, zapraszam.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Gość
PostWysłany: Pią 14:01, 25 Maj 2007






Aż łezka w oku mi się zakręciła, kiedy przeczytałam Pana wspomnienia....i choć jestem stosunkowo "młodą" osobą, to podchodzę do tej sprawy z równie wielkim sentymentem jak Pan.

Pamiętam - w domu się nie przelewało, żyliśmy skromnie, ale uczciwie i szczęśliwie; rodzice stosowali pewien rygor, jednak z perspektywy lat patrzę na to z zupełnie innej strony...

Na śniadanie czasem brakowało chleba (takie były czasy - nieraz czekało się w kolejce u P.Sośniaka, piekarnia w"GS"-ie też nie nadążała za potrzebami mieszkańców) - wtedy właśnie gotowało się zacierki na mleku lub barszcz biały na śmietanie z ziemniaczkami (jako danie zastępcze)...albo czasem mama piekła "placek na sodzie", który niesamowicie smakował ze świeżym mlekiem "prosto od krowy".

Co jeszcze - smażyło się własnie na żeliwnej patelni, na smalcu tzw. "grzybki": trochę kwaśnej śmietany, mąka, jajka, odrobinę proszku do pieczenia - też z mlekiem do popicia...Ależ to smakowało!

Albo garus, famuła - z jabłek, śliwek - zaprawiona śmietaną i "nowe" ziemniaczki okraszone świeżą słoninką...

Początkiem lata jabłka "paierówki" ( później "czubajki", kosztele) i czereśnie "majówki", potem kluski domowej roboty z jagodami i truskawkami, późnym majem sos grzybowy z kurek z młodymi ziemniaczkami albo zsiadłe mleko - też z ziemniakami młodymi, posypanymi świeżym koperkiem (to w czasie żniw najlepiej smakowało), placek z rabarbarem, szarlotka z renetami...

Jako smakołyki jadło się latem lody od Pana Furmanka. Zimą natomiast za moich czasów ciepłe lody od Pani Baranowej i Szelągowej, oranżada w szklanych butelkach z klimontowskiej rozlewni i oranżadka w małych torebeczkach - to były wspaniałe czasy!

Może nie było za bogato, ale człowiek cieszył się wszystkim, co miał. Dziś jest wszystkiego przesyt i być może dlatego ludzie czasem zapominają o wzajemnym szacunku do siebie i przyjaźni...

Pozdrawiam serdecznie... Klimontowianka
Gość
PostWysłany: Pią 15:03, 25 Maj 2007






Cytat:
Albo garus, famuła - z jabłek, śliwek - zaprawiona śmietaną i "nowe" ziemniaczki okraszone świeżą słoninką...


No cóż, tego typu wspomnienia mają -jak widać- uniwersalny charakter i cieszę się, że są one także Pani bliskie.

Garus (famuła albo pamuła) nie wszędzie jest znany. W innych reginach Polski, to zupa owocowa, ale odmiennie przyrządzona, przez co zupełnie inna niż ta w Klimontowie.
Pamiętam, że jej smak zależał od składu owoców. Bardzo smaczna wychodziła z tzw. luboszek, małych śliwek typu damacha dość wcześnie dojrzewających. A w jesieni jeśli dodało się prawdziwych damach lub nieco śliwek (bądź innych owoców) świeżo suszonych w ogrodowych 'wędzarniach' - to było to 'niebo w gębie'.

Gdzie indziej też nikt nie kojarzy 'zupy owocowej' jedzonej z podanymi oddzielnie ziemniakami okraszonymi tłuszczem ze słoninki (lekko z cebulką). To zestawienie jest niewyobrażalne np. w Wielkopolsce, tak jak w Klimontowie nie do zaakceptowania byłby poznański 'gzik', czyli rzadki twarożek z...ziemniakami.

Garus jest jednak bardzo smaczną zupą i śmiało mógłby wejść do menu tutejszych restauracji jako oryginalne lokalne danie. Sądzę, że miałby szanse przyciągać jadących tą trasą (Radom- Rzeszów) podróżnych.

A tak na marginesie, czym można wyjaśnić, że tak jak w latach 1950-1960 istniało tu co najmniej kilka restauracji, tak teraz zjesz w Klimontowie co najwyżej jakiegoś 'fastfuda'? Co się stało z dawniejszą przedsięborczością 'gastronomiczną' Klimontowian?

Czy są tu jeszcze sklepy wędliniarskie i czyje wyroby się w nich sprzedaje? Może ktos coś na ten temat napisze?

A kto pamięta, co było daniem 'flagowym' (typu "szef kuchni poleca") w restauracji Pani Nowakowskiej lub jak przyrządzano piwo podawane tu oczekującym zimowym wieczorem na autobus, tzw. "hutę" (zwykle była to ciężarówka z osłonietą paką i ławkami) dowożącą do Ostrowca Świetokrzyskiego robotników i innych chętnych?

Dla super obeznanych z etnograficznymi akcentami dziejów Klimontowa (chodzi o restauracje z lat 1950-tych) mam jeszcze jedno pytanie: gdzie przechowywano kiełbasę w restauracji pp. Nowakowskich, bo ona tam była, jakkolwiek nie zawsze w oficjalnym menu.
Na pewno najlepiej odpowiedziałby jej syn, ale nie mam z nim kontaktu. Może ktoś zna adres jego e-skrzynki?
Ale kto z obecnych Klimontowian potrafi udzielić odpowiedzi na te pytania? Obawiam się, że niewielu, spróbujmy jednak - zapraszam do zabawy.

Pozdrawiam Z.Sz.

PS. Jeden z panów niedawno na Forum zarzucał mi, że nie znam Klimontowa ( w domyśle- tak jak on). Może więc tym razem ten forumowicz odpowie na powyższe pytania? Śmiało!
anka
Gość
PostWysłany: Pią 17:22, 25 Maj 2007






mirabelki Wink
Zenek
UŻYTKOWNIK
PostWysłany: Pią 17:34, 25 Maj 2007


Dołączył: 22 Sty 2007

Posty: 11
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Klimontów

anka napisał:
mirabelki Wink


Oczywiście, te koło klasztoru Smile Najlepsze w pierwszych dniach września na przerwach lekcyjnych i nie tylko... Smile


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
anka
Gość
PostWysłany: Pią 18:01, 25 Maj 2007






Też były kiedyś koło teraźniejszej ZSZ, ale jak wycieli to, to tam nie ma juz tego.... Kiedyś na miejscu ZSZ były dzikie jabłka, pychota, no i papierówki też były gdzieś w rejonie Wink
anka
Gość
PostWysłany: Pią 18:11, 25 Maj 2007






Poza tym, do garusa chyba kiedyś moja Babcia dodawała mirabelek...
Acha, zapomniałabym:

1) w pełni utożsamiam się z wspomnieniami smakowymi i tym, co pisała Klimontowianka wyżej Smile) niezapomniane lody u Pana Furmanka,

2)poza tym, zupa szczawiowa z gotowanymi jajkami - cud miód,

3)najlepsze pod słońcem babki lancetowate w okolicach Klimontowa Wink nie do jedzenia, tylko przeciw oparzeniom Wink tylko właśnie takich babek ciekawie ładnych nie spotkałam już do tej pory nigdzie,

4) acha, jeszcze mleko prosto od krowiny, takie ciepłe i z plackiem drożdżowym (najlepiej prosto z piekarnika) ze śliwkami i jabłkami oraz kruszonką Wink
5) truskawki, po których bolal brzuch zanim zdażyłam uzbierać do łubianki na skup, padałam z przejedzenia Wink .

A' propos, w 1996 w 50-lecie LO, pamiętam do dziś, zrywałam wtedy truskawki na skup. Wspomnienia...
anka
Gość
PostWysłany: Pią 18:14, 25 Maj 2007






..wspomnienia i pełno moich wyżej literówek. [Już nie - admin]
Dobrego weekendu!!!
Gość
PostWysłany: Pią 23:37, 25 Maj 2007






A pamiętacie sklep owocowo-warzywny "DWIKOZY"? Ale tam było specyficznie: zapach kiszonej kapusty, kiszonych ogórków, jabłek i wielu, wielu innych "sortów"....
Pani, która tam sprzedawała, była ubrana w fioletowawy fartuch i na to zakładała serdak (bo było tam dosyć zimno). Fajnie powspominać...
Klim
Gość
PostWysłany: Sob 10:14, 26 Maj 2007






Pamiętam ,,Dwikozy'' i napój jabłkowo-miętowy ,,frument''. Nigdy poźniej nie odnalazłem tego niepowtarzalnego smaku (te dzisiejsze to już nie to, niestety). Smaku lodów pana Furmanka niestety też nie...
Gość
PostWysłany: Sob 12:18, 26 Maj 2007






A ja najbardziej pamiętam kupowane w "Dwikozach", gdy wpadła większa gotówka, wino TUR w górnej półki. O wiele szlachetniejsze niż J-23.
Gość
PostWysłany: Sob 20:02, 26 Maj 2007






Niestety, wino Tur i inne podobne przysmaki tego rodzaju, to nie produkty klimontowskie.
A kto pamięta smak pysznych obwarzanków z makiem "od Karola"?
Albo smak bułeczek-kaczuszek od Sośniaka, z okresu, gdy jego piekarnia mieściła się na rogu ul. Górka?
Na ul. Krakowskiej pan Supa wypiekał wafle do lodów, których apetyczny zapach rozchodził się po całej okolicy. Nie było niczego smaczniejszego, niż jeszcze ciepłe chrupiące wafelki - muszelki lub stożki, którymi podkarmiał nas - dzieciaków pan Supa. W takie wafelki pan Ciepiela, pan Przybył i inni lodziarze łyżkami nakładali lody, w stożek za złotówkę, w muszelkę - za 2 złote.
MM
Gość
PostWysłany: Sob 22:15, 26 Maj 2007






Panie Marku, ja pamiętam te różne rodzaje ‘galanterii’ piekarniczej, które utrwaliły się nam –jak Pan widzi- na całe życie.

Dodałbym jeszcze do tego zestawu bułki po 0,60 zł od pana Skibińskiego dowożone do szkoły w klasztorze na przełomie lat 1950/1960 na duża przerwę, które młodzież mieszkająca w internacie otrzymywała nieodpłatnie, zaś pozostali mogli je nabyć w sklepiku samorządu uczniowskiego.
Miały one lekko słonawy smak i nie były ‘dmuchane’. Świeże, nieraz jeszcze ciepłe smakowały same bez dodatków.

Pamiętam też piekarnię w rynku p. Pietruszki, w której pieczywo było chyba zawsze. Gdzie indziej, zwłaszcza latem pieczywa brakowało, gdyż podczas żniw okoliczni rolnicy wykupywali chleby workami (po 10 sztuk), tu na ogół były one zawsze. Dlaczego? Ponieważ było to pieczywo razowe (pytlowe), które nie wszystkim smakowało i nie wszystkim był ‘honor’ je jeść.

Dopiero z dzisiejszej perspektywy widać, że nie ‘szanowano’ go, chociaż jako najzdrowsze, a jednocześnie obecnie najdroższe, powinno być rozchwytywane. To przykład, jak na przestrzeni ok. 30-40 lat zmieniły się nasze gusta kulinarne.

Wydaje mi się, że nasze wspomnienia mogą być mało zrozumiałe dla młodego pokolenia, bo kto dzisiaj, przy tej różnorodności oferty, rozczulałby się nad jakąś bułką? Chyba, że będą to kulebiaki (bułki z kapustą i grzybami) od Sarzyńskiego z Kazimierza Dolnego n. Wisłą.

Sądzę, iż pamiętamy je z dwóch powodów:
ich smakowitości (wypiekano je w piecach opalanych drewnem, pierwszy elektrycznie ogrzewany piec sprawił p. Skibiński, chyba dlatego, że kooperował z GS-em),
oraz skromnego raczej w owym czasie poziomu życia, zwłaszcza w tak małych miejscowościach, jak Klimontów. Bułka, to już było coś i jedząc ją człowiek to doceniał!

Czy ktoś dzisiaj może pojąć, że brakowało wówczas okresami chleba? Wystarczyło, że rolnicy zatrudnieni przy żniwach przestawali wypiekać własne chleby zaspokajając zapotrzebowanie w ‘mieście’, a już powstawały braki w zaopatrzeniu. Problem powtarzał się, jak pamiętam, latem każdego roku, nie potrafiono zapanować nad ‘dystrybucją niedoborów’.

W sumie te wszystkie czynniki sprawiły, że tak dobrze zapamiętaliśmy owe kulinaria Klimontowa. Wydaje mi się, że młodzi mogą nam ich dziś ‘zazdrościć’, gdyż podobnych wspomnień nie będą już mieli. Ale pewnie to i dobrze.
Pozdrawiam Z.Sz.
Gość
PostWysłany: Wto 6:16, 29 Maj 2007






W poście z dnia 25 maja br. zadałem poniższe pytania:

Cytat:
A kto pamięta, co było daniem 'flagowym' (typu "szef kuchni poleca") w restauracji Pani Nowakowskiej lub jak przyrządzano piwo podawane tu oczekującym zimowym wieczorem na autobus, tzw. "hutę" ?

Dla super obeznanych z etnograficznymi akcentami dziejów Klimontowa (chodzi o restauracje z lat 1950-tych) mam jeszcze jedno pytanie: gdzie przechowywano kiełbasę w restauracji pp. Nowakowskich, bo ona tam była, jakkolwiek nie zawsze w oficjalnym menu.


Ponieważ pewnie nikt na nie nie odpowie, pozwolę sobie zaspokoić Państwa ewentualną ciekawość.
Otóż, 'flagowym' daniem był pieczona kura, podawana zwykle w całości dla kilku gości przy stoliku.

Zaś piwo w zimowe wieczory serwowano gorące z tzw. 'kogiel-mogiel', tj. jajkiem utartym z cukrem. Miało moc i było b. pożywne.

Kiełbasę przechowywano często w podwyższonej, uchylnej części bufetu, przypominającej katedrę w sali wykładowej. Nie wiem, dlaczego nie wisiała ona na haku w kredensie-regale obok wódek (zwykłej białej w lakowanych butelkach czy pomarańczówki, cytrynówki- to był na owe czasy szyk!), gdzie czasem się ją tam widywało. Myślę, że musiały być tego jakieś powody.

Prośba: jak wyglądają dzisiaj restauracje Klimontowa?
Może odezwą się ich właściciele? Zapraszamy do 'darmowej reklamy'.

Pozdrawiam Z.Sz.
anka
Gość
PostWysłany: Wto 8:43, 29 Maj 2007






Oj Panie Dr., trafił Pan na dosyć trudne pytanie, jeśli o restauracje chodzi...??
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum SPOŁECZNOŚCIOWE FORUM DYSKUSYJNE MIESZKAŃCÓW KLIMONTOWA I GMINY Strona Główna -> Smaki dzieciństwa Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3  Następny
Strona 1 z 3

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach



fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo

Bearshare


Regulamin